sobota, 28 marca 2015

Ambicja

Hej :D!
Jeżeli ktoś mówi o sobie, że jest ambitny, ludzie traktują to jako zaletę. Nie zastanawiają się nad tym. Z góry uważają, że taka osoba stawia przed sobą trudne cele, dąży do nich i wreszcie je zdobywa. Ale jak nieustanna chęć zdobywania celów ma się w rzeczywistości?
Dla mnie ambicja jest to mały głosik, który powtarza mi, że zawsze i wszędzie to ja mam być najlepsza. "Jesteś pierwszy albo ostatni". Nieważne czy chodzi o naprawdę ważny konkurs czy może zwykły bieg na wf'ie. Oczywiście, taka żądza sukcesu, pozwala cokolwiek osiągnąć, ale nie zawsze jest tak fajnie i kolorowo. Ciągle chcę stawiać sobie poprzeczki i je zdobywać. Ale z czasem poprzeczek pojawia się zbyt dużo.
 Nie zawsze ma się talent, nie zawsze ma się siłę. Nie można, wszystkiego tak po prostu osiągnąć. Jesteśmy ludźmi, a nie superbohaterami z kreskówek... Nie można wszystkiego osiągnąć. Musimy sobie ustalić priorytety. W jakich kategoriach mam być najlepszy, a w jakich mogę sobie od czasu, do czasu odpuścić. Kiedyś nie potrafiłam ( a może nie chciałam? ) tego zrobić. Zakładałam, że wszystko się da, trzeba tylko chcieć.
Im więcej sobie stawiamy przed sobą przeszkód, tym więcej pojawia się potknięć. Moje pierwsze, które zapamiętam na długo, to ocena dobra ze sprawdzianu z języka polskiego w czwartej  klasie haha. Co z tego, że umiałam wszystko na historię, na matematykę czy na przyrodę (których nauczycielki w ten dzień nie pytały) skoro nie zdążyłam przygotować się do ważnego sprawdzianu. I wtedy coś zrozumiałam.

Trzeba wyznaczyć sobie priorytety. Założyć sobie, do czego muszę się przyłożyć, i co mogę sobie odpuścić. Oczywiście nadal zdarzają mi się momenty, w których biorę na siebie za dużo spraw i chcę być najlepsza.Wtedy staram powiedzieć sobie "stop" i wybrać na czym zależy mi najbardziej.
A jak jest z Wami? Czy też jesteście osobami bardzo ambitnymi? Jak sobie radzicie z taką niezdrową ambicją?

poniedziałek, 23 marca 2015

Co z tą oryginalnością?

  Witam!
  Pewnie czytając ten tytuł część z Was pomyślała "O nie! Znowu ten sam temat?". O oryginalności pisano dużo, naprawdę dużo. Więc, dlaczego kolejny raz poruszam tę kwestię? A no chcę Wam trochę inny punt widzenia. Nie przedłużając, zapraszam.
  Z każdej strony słyszymy teksty typu: "bądź oryginalny", "miej swój styl" czy "bądź najlepszą wersją siebie". Po części muszę się z tym zgodzić, ale nie do końca. Zarówno ja, jak i Wy jesteśmy ludźmi. TYLKO ludźmi! Więc to chyba normalne, że niektórym z nas podobają się podobne rzeczy. Nie chodzi mi o kopiowanie innych. Nie. Jednak czasem warto się zainspirować. Przez to uczymy się. Stajemy się lepsi, mądrzejsi. Ale stosujmy zasadę złotego środka. Nie licz na to, że jeżeli skopiujesz od kogoś całą notkę, nagle twój blog stanie się lepszy i popularniejszy. Nie tędy droga. Inspiracja? Tak! Kopiowanie? Nie!


 A jak wygląda sprawa związana ze stylem ubierania? Będąc wczoraj w jednej z galerii w Krakowie, zauważyłam, że we wszystkich sklepach są podobne rzeczy. Nie takie same, ale podobne. Aby znaleźć prawdziwą perełkę, trzeba poświęcić masę czasu na szukanie. A i tak nigdy nie wiadomo czy faktycznie ją znajdziemy. I tutaj pojawiają się moje pytania: jak mamy być niepowtarzalni, skoro zalewają nas podobne przedmioty? Dlaczego powstaje tak niewiele rzeczy "z duszą"?
  Mało tego, ludzie niepowtarzalni są bardzo często wyśmiewani przez innych. Dla świętego spokoju wracają do normalności. Bo jest bezpieczna.
  A co Wy myślicie na ten temat? Zgadzacie się ze mną, czy macie odmienne zdanie. Na odpowiedzi czekam w komentarzach. 

piątek, 20 marca 2015

Jak powstaje nowy post?

  Hej :*!
  Długo zastanawiałam się o czym napisać dzisiejszy post. Nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy, więc postanowiłam wykorzystać pomysł, na który wpadłam już jakiś czas temu. 
Chyba każdy z blogerów pisze notki w inny sposób, a jak ja to robię?
1. Jeżeli chodzi o inspiracje do nowego wpisu, szukam jej wszędzie! W magazynach, w książkach, na  portalach czy na innych blogach. Oczywiście nie kopiuję całych tekstów. Zazwyczaj najbardziej trafiają do mnie pojedyncze słowa haha. 
2. W specjalnym "blogowym" zeszycie (który możecie zobaczyć poniżej) robię tzw. projekt. Zamieszczam w nim ilość akapitów, główny temat , którego mam się trzymać (choć nie zawsze wychodzi), no i oczywiście zastanawiam się nad zdjęciami. 
3. Kiedy projekt jest już gotowy, zabieram się do właściwego pisania. Czasem robię to w zeszycie, innym razem od razu siadam przed klawiaturą. Zawsze wprowadzam masę poprawek tekstu. Chociaż i tak nigdy nie jestem na 100 % zadowolona z efektu końcowego.
4. Robię fotki! Zdarza się, że są wykonywane o wiele wcześniej niż pisanie samej treści. Do niektórych postów dodaję zdjęcia z internetu, jednak robię to w naprawdę rzadko.
5. Przed dodaniem notki, porównuję ją z projektem. Jeżeli różnice są znaczące, ale ja jestem w miarę zadowolona z efektu, nic nie zmieniam.
6. No i wreszcie następuje wielki moment... publikacja!
 Zwykle przygotowanie nowego wpisu zajmuje mi sporo czasu, czasem nawet dwa dni. Mimo to, od czasu do czasu nachodzi mnie naprawdę silna wena. W takiej sytuacji po prostu siadam i piszę. Bez żadnego planu. 
  Mam nadzieję, że spodobał Wam się taki nietypowy post. Dajcie mi znać jak Wy tworzycie swoje posty?  I  ile czasu na to poświęcacie ?

poniedziałek, 16 marca 2015

Zmiany, czy są potrzebne?

  Hej!
  Do napisania dzisiejszego postu zainspirowało mnie... wszystko wokół! Tak, wszystko. Zarówno przedmioty, ludzie czy rośliny zmieniają się. Z każdym dniem, jesteśmy inni.
  Czy jest to powód do smutku? Na pewno. Niektóre zmiany nie były i nie będą przyjemne. Może się okazać, że w blondzie, wcale nie jest mi do twarzy. Mimo to trzeba patrzeć pozytywnie. Czy świat nie byłby nudny gdybyśmy zawsze pozostawali tacy sami? Nie moglibyśmy stać się mądrzejsi, dojrzalsi. A rośliny? Niezależnie od wieku czy pory roku wyglądałyby tak samo. Zmiany są potrzebne i to bardzo.

Każdy przełom uczy nasz czegoś nowego. Każdy sprawia, że jesteśmy inni. Trzeba tylko umieć wyciągać odpowiednie wnioski. Zawsze uważałam, że zmiany są zbędne, bo po co coś zmieniać, skoro wszystko jest okey? Ale takie myślenie bardzo często gubi. Zakręty życiowe rozwijają. Ba! Pozawalają zrozumieć wiele rzeczy.
Jak już wspominałam, nie zawsze zmiany będą miłe. Ale te gorsze też są potrzebne. Budzą w nas pokorę, której niektórym ludziom brakuje. Pozwalają znaleźć zgubioną wcześniej motywację. Czasem trzeba odrzucić strach i przeprowadzić metamorfozę siebie. Nie wolno stać w miejscu... Trzeba się rozwijać i zmieniać. Bo warto.
  Podoba Wam się dzisiejsze przemyślenia o zmianach? Lubicie metamorfozy czy jednak jesteście wierni, sprawdzonym sytuacjom? 

sobota, 14 marca 2015

Jak zacząć ćwiczyć?

  Witam :*!
  Postanowiłam wprowadzić coś nowego na bloga i będzie to... seria postów o ćwiczeniach! Mam nadzieję, że taki temat wpisów przypadnie Wam do gustu. Nie przedłużając, zapraszam :D!
  Która z nas nie chciałaby mieć wysportowanego ciała, szczupłych ud i lekko umięśnionego brzucha? Zdecydowanie większość nastolatek ćwiczyło z Chodakowską czy Mel B. Jednak wiele razy nowy, zdrowy tryb życia kończył się po paru treningach. Jak tego uniknąć?

1.Przygotuj sobie plan treningowy i powieś w widocznym miejscu np. nad biurkiem. Możesz go wydrukować lub napisać ręcznie, ale warto użyć kolorowej czcionki. Tęczowy harmonogram zmotywuje Cię o wiele bardziej niż czarno biały. Wyznasz sobie jeden dzień w tygodniu, całkowicie wolny od ćwiczeń.
2. Ustal kilka większych i mniejszych celi,do których będziesz dążyć. Jeżeli  jakiś osiągniesz, przyznaj sobie nagrodę!
3. Motywacja zawsze i wszędzie! Przed każdym treningiem oglądaj zdjęcia wysportowanych kobiet. Uwierz mi, zdecydowanie lepiej się ćwiczy ze świadomością, że i Ty po pewnym czasie będziesz tak wyglądać. Dodatkowo poszukaj cytatów, które Cię mobilizują, przepisz je na samoprzylepne karteczki i powieś obok komputera, nad łóżkiem, na lodówce, gdzie chcesz :).
4. Strój w którym ćwiczysz też jest ważny. Okey, nie musisz od razu biec po ubrania z najnowszej kolekcji Adidas, ale wybieraj  na treningi mega kolorowe ciuchy. Nawet jeśli w twojej szafie dominuje czarny kolor, pozwól sobie na odrobinę szaleństwa i ćwicz w różowej koszulce. Nawet taka drobnostka potrafi zmotywować.
5. Ważna jest też, aby harmonogram był różnorodny. Nie ograniczaj się do  ćwiczeń tylko i wyłącznie z Mel B, bo bardzo szybko mogą Cię znudzić. Staraj się zmienić trenerki, po jakimś czasie sama zobaczysz z którą ćwiczy Ci się najlepiej.
6. Ustal stałą porę ćwiczeń i zadbaj o to, żeby nikt Ci wtedy nie przeszkadzał. Zamknij drzwi, włącz motywującą muzykę, pooglądaj motywacje i do dzieła! 
  No i najważniejsze, jeżeli czujesz, że i tym razem przestaniesz ćwiczyć po kilku dniach, nie warto zaczynać. Motywacja jest przede wszystkim w głowie. To od Ciebie wszystko zależy! 

  To chyba wszystko, dajcie mi znać w komentarzach czy moje rady są przydatne i czy podoba Wam się pomysł na nową serię :D.

środa, 11 marca 2015

Czy naprawdę Bóg nigdy nie mruga?

  Hej :*!
  Mimo, że na moim blogu pojawiają się głównie posty z przemyśleniami, postanowiłam napisać dzisiaj coś innego. A mianowicie będzie to... recenzja! 
  "Bóg nigdy nie mruga 50 lekcji na trudniejsze chwile życiu" brzmi niczym jak poradnik z cyklu "jak żyć?". Nie ukrywam, że normalnie po przeczytaniu tego tytułu od razu odłożyłabym tą książkę na sklepową półkę. Ale polecało mi ją kilka osób, więc pomyślałam dlaczego nie. 
  Pierwszą lekcję przeczytałam od razu po powrocie do domu i... zakochałam się. Te kilka stron i kilka minut rozmyślań, minimalnie, ale jednak zmieniło moje podejście do życia. Pozwoliła docenić to co mam. "Życie jest niesprawiedliwe, ale i tak dobre" stało się to takim moim małym mottem życiowym.

  
  Co mnie ostatecznie przekonało do tej książki? Na pewno podejście autorki zarówno do życia jak i do czytelnika. Każda z lekcji w jakiś sposób zmusza nas do przemyśleń, a przecież chyba o to chodziło. Zaintrygowała mnie tez okładka, której przekazu niestety nie umiałam zrozumieć haha. Dopiero po pewnym czasie gdzieś wyczytałam, że każdy z nas kiedyś był spadochroniarzem. Bo z jednej strony czuliśmy wolność, ale także pewien niepokój gdzie wylądujemy i jak to wszystko się skończy.

  "Bóg nigdy nie mruga" jest wyborem idealnym dla każdego człowieka. Nieważne kim jest, ile ma lat, czy jest bogaty. Przekazuje wartości uniwersalne. Myślę, że mogę spokojnie powiedzieć, że ten "poradnik" stał się dla mnie pewnym rodzajem biblii. Tym bardziej, że pojawiają się tam wątki religijne. Szczególnie zapadła mi w pamięć modlitwa "niech to szlag". 
  Podsumowując: jest to chyba jedna z ważniejszych książek w moim życiu i mogę ją Wam z czystym sumieniem polecić 
  Czytaliście "Bóg nigdy nie mruga"? Jeśli tak, to jakie jest Wasze zdanie?

poniedziałek, 9 marca 2015

Rutyna

  Hej!
  Na wstępie chciałabym Was przeprosić, że w dzisiejszym poście jest tylko jedno zdjęcie. Głównie spowodowane jest to tym, że dosłownie na wszystkich wychodziłam koszmarnie, więc stwierdziłam, że liczy się jakość, a nie ilość. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, a teraz przechodzę do treści wpisu
  I znów poniedziałek... Wszystko zaczyna się od nowa. Od lat wykonuję te same czynności. Chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że w myciu zębem jestem mistrzem. Podobnie jak większość nas, "cywilizowanych" ludzi.
  Ale czymże jest rutyna? Dla każdego człowieka oznacza to co innego. Nienawidzimy powrotu do niej. No bo co fajnego może być w porannym wstawania, nauce, ciągłym stresie i brakiem czasu dla siebie? Przyzwyczajenia takie jak mycie zębów, droga do szkoły czy nauka przed sprawdzianem wydają nam się zwykłe, oklepane. Po wielu latach wykonywania, mamy ich po dziurki w nosie. No i słusznie.
  Jednak czasami warto być optymistą. "Życie naprawdę jest dobre"! Codzienne czynności też musimy cenić. To dzięki nim czujemy się bezpiecznie. Natomiast rutyna to bardzo ważny czynnik w naszym życiu, bo to ona pozwala nam doceniać niezapomniane chwile!

  Przecież skok na bungee nie byłby tak ekscytujący, jeśli  każdy z nas robił  to codziennie.  Brak  schematów sprawia, że z czasem każda fascynująca chwila traci sens. A po jakimś czasie zaczynamy tęsknić za rutyną! Za tym poczuciem bezpieczeństwa. Nawyki stałyby się dla nas niezwykle ważne i potrzebne. Szukalibyśmy takiego zajęcia, które można byłoby wykonywać codziennie. A doświadczanych każdego dnia "spontanów" zaczęlibyśmy nienawidzić.
  Jak widać wszystkie elementy naszego życia ma  powierzone zadanie. Dlatego na każdą sprawę warto spojrzeć z różnych perspektyw, a życie stanie się lepsze, o niebo lepsze.
  A co Wy myślicie o rutynie? Czy staracie się ją doceniać?

piątek, 6 marca 2015

Człowiek vs natura

  Witam!
  Stwierdziłam, że największym mankamentem mojego bloga były... zdjęcia. Tak naprawdę nigdy nie interesowałam się fotografią, a przecież to jeden z ważniejszych elementów bloga! Poczytałam kilka poradników i ruszyłam z cyfrówką w ręku do lasu. Efekty mojej pierwszej "sesji" są beznadziejne, jednak je pokaże, bo nie chcę, aby prawie 3 godziny mojej pracy poszły na marne. Ale nie o tym.
  Spędziłam naprawdę dużo czasu w lesie i to pozwoliło mi bardzo się wyciszyć. Odciąć myśli od codzienności. Pstrykając zdjęcia między drzewami, uświadomiłam sobie jak niewiele człowiek znaczy wobec natury. Ona była na świecie od zawsze, my niekoniecznie.. Mimo to odkąd się tutaj pojawiliśmy, nieustannie niszczymy ją. Zabijamy organizmy, które być może były tu od setek lat. Jednak nie zastanawiamy się nad tym. Większość ludzi mieszka w miastach, wśród bloków, spalin samochodowych i sklepów. Dzieci o lesie słyszą tylko w szkole. Jeżeli człowiek nie styka się z czymś na co dzień, to ta rzecz nie ma dla niego najmniejszego znaczenia w przyszłości.


  Ale natura niszczona od wieków powoli zaczyna się buntować... Chyba każdy z nas słyszał o globalnym ociepleniu, huraganach czy powodziach. Kiedy coś takiego ma miejsce zaczynamy się zastanawiać czy to możemy my ludzie, mamy na to jakiś wpływ. Ale kiedy upłynie trochę czasu znowu wracamy do naszego życia. Wracamy do bloków, do spalin, z dala od natury. Przynajmniej tak nam się wydaje.

   Warto czasem usiąść zastanowić się jaką krzywdę wyrządzamy sobie i otaczającej nas przyrodzie. Kiedy pomyślimy nad tym dłużej dojdziemy do wniosku, że od lat natura i człowiek toczą ze sobą pojedynek. Nie żyjemy w zgodzie. Ale czy kiedykolwiek było inaczej? Oczywiście, że tak... Może pod wpływem takich myśli zaoszczędzimy kilka kartek papieru lub kilka razy przesiądziemy się na rower? Wydaje nam się, że to takie małe błahostki, ale jeżeli zrobi to każdy z nas może mieć ogromne znaczenie...
  Mam nadzieję, że taki bardzo nietypowy i spontaniczny post Wam się spodoba :).
A czy Wam zastanawialiście się nad losem natury? Ktowygrywa pojedynek natura czy ludzkość?

środa, 4 marca 2015

O celach, ale tych mniejszych

  Hej!
  Tak naprawdę ten post miał być dodany wczoraj jednak kiedy  w końcu go napisałam okazało się, że jest już ciemno i nie mam możliwości zrobienia zdjęć. A miałam być systematyczna, no trudno. Następnym razem najpierw wykonam fotki, a potem wezmę się za pisanie! :D
  Chyba każdy z nas postawił sobie w życiu jakieś cele. Takie nasze prywatne "Mount Everesty". Człowiek bez choć jednego zamierzenia, w pewnym sensie przestaje być człowiekiem. Sam nie wie co ma ze sobą zrobić, wszystko dookoła wydaje mu się bez sens. przestaje się rozwijać, nie przekracza swoich własnych możliwości. Ale zdarza się też, że swój cel obraliśmy dawno temu, miesiącami dążyliśmy do niego... ale mimo to, wszystko dookoła nas stało się szare, smutne, bez wyrazu. W takiej sytuacji najczęściej zapomnieliśmy o bardzo ważnej umiejętności - cieszenia się z tych małych sukcesów.
  Stajemy tak zapatrzeni w nasz szczyt, że w pewnym momencie nie zauważamy kolejnych kroków, które wykonujemy aby się na niego wspiąć. Nie ma znaczenia, że zdobyliśmy już kolejną bazę skoro i tak jest jeszcze daleko to tego największego sukcesu. To błąd, naprawdę duży błąd! Za każdym wielkim, zdobytym celem stoi tysiąc tych małych! Jeżeli nie będziemy mieć z nich satysfakcji, nigdy nie dostaniemy tego, na czym nam tak naprawdę zależy...



  Wyobraź sobie, że zależy Ci na czerwonym pasku na świadectwie. We wrześniu cieszysz się z każdej zdobytej piątki, czujesz, że zmierzasz w dobrym kierunku. Zaczynasz się przyzwyczajać... Mija wrzesień, październik, mija też listopad. W grudniu ocena bardzo dobra jest już dla Ciebie normą, to już nic takiego dostać ją ze sprawdzianu. Powoli zaczyna wkradać się rutyna. Przestaje Ci się chcieć. Ale, kiedy zaczynasz dostawać niższe stopnie, przypominasz sobie wrześniową satysfakcję. Zaczynasz rozumieć, że każda kolejna piątka znaczyła dla Ciebie mniej, o wiele mniej. A ta ostatnia prawie nic...
  Podobnie jest z blogowaniem, ze sportem, ze wszystkim innym w naszym życiu. Warto doceniać te małe sukcesy, te małe kroczki. To tak naprawdę one mają decydujące znaczenie.
 A czy Wy doceniacie małe, zdobyte cele w swoim życiu? Czy też uważacie, że niewielkie sukcesy znaczą najwięcej?  Podoba Wam się dzisiejszy post ?